Kilka milionów Polaków przyznaje się do zażywania antydepresantów, nie lepiej jest w przypadku benzodiazepin- "magicznych tabletek przeciwlękowych", w 2017 roku Polacy wydali na nie 265 mln złotych. A czy każda z tych osób zdaje sobie sprawę z możliwych skutków ubocznych? Zamieszczę Wam pewne szokujące materiały dotyczące różnych leków przepisywanych przez psychiatrów...
„Anatomia Epidemii” jest pierwszą książką badającą długoterminowe rezultaty u pacjentów leczonych za pomocą leków psychiatrycznych i Whitaker odkrywa że, ogólnie rzecz biorąc, leki mogą bardziej zaszkodzić niż pomóc. Powołując się na badania opublikowane w wiodących czasopismach medycznych, utrzymuje on, że wraz z upływem czasu pacjenci ze schizofrenią radzą sobie lepiej, gdy nie biorą leków niż ci, którzy są poddani terapii lekowej. Pisze on również, że dzieci, które zażywają stymulanty na ADHD, są bardziej predysponowane do tego, by doświadczyć epizodu manii czy cierpieć na zaburzenia dwubiegunowe niż dzieci z ADHD, którym takich leków się nie podaje. Napisana z intencją, by rzucić wyzwanie konwencjonalnej wiedzy o lekach psychiatrycznych „Anatomia” z pewnością prowokuje do porywczych odpowiedzi, w szczególności od członków społeczności psychiatrycznej.
Poniżej fragmenty rozmowy z Robertem Whitakerem o przyczynach kryjących się za farmaceutyczną rewolucją, o tym jak „niepokój” przemianowano na „depresję” i co jego zdaniem psychiatrzy ukrywają przed Amerykanami.
Leki psychiatryczne są niezmiennie trudnym tematem dla pisarzy, z powodu tych wszystkich sprzecznych wyników badań. Po co w to brnąć?
W 1998 roku pisałem serię artykułów dla Boston Globe na temat nadużyć w trakcie prowadzenia badań wobec pacjentów psychiatrycznych. Trafiłem na wyniki badań Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) dotyczących schizofreników i odkryłem, że rezultaty leczenia są lepsze w biedniejszych krajach świata takich jak Indie, Kolumbia, Nigeria niż w krajach bogatych. I byłem zaskoczony odkrywając, że tylko mały procent pacjentów w tych krajach podlegał leczeniu za pomocą leków. Odkryłem również, że ilość osób niesprawnych z powodu choroby psychicznej w naszym kraju potroiła się w ciągu ostatnich 20 lat.
Jeśli nasze leki psychiatryczne są efektywne w zapobieganiu chorobom psychicznym, pomyślałem, dlaczego tak wiele osób staje się niezdolnych do pracy? Poczułem że musimy spojrzeć na długoterminowe rezultaty i zapytać: co mówią dowody? Długoterminowe rezultaty są lepsze niż te krótkoterminowe… czy nie?
Ale w swojej książce twierdzi Pan, ze psychiatrzy już od dawna wiedzą, że te leki mogą szkodzić.
W późnych latach 70-tych Jonathan Cole – ojciec amerykańskiej psychofarmakologii – napisał artykuł zatytułowany „Czy lekarstwo jest gorsze od choroby?”, który sygnalizował, że leki antypsychotyczne nie były, jak oczekiwano, lekami ratującymi życie. W tym artykule dokonał on przeglądu wszystkich długoterminowych szkód, jakie leki mogą spowodować i zaobserwował, że według badań co najmniej 50% wszystkich pacjentów że schizofrenią mogłoby sobie dobrze poradzić bez konieczności brania leków. Cole napisał: „Każdy pacjent ze schizofrenią leczony lekami antypsychotycznymi powinien mieć możliwość spróbowania pobytu poza szpitalem bez leków”. To mogłoby uratować wielu pacjentów przed niebezpieczeństwem dyskinezji późnej – mimowolnych ruchów ciała – jak i zmniejszyłoby finansowe i społeczne obciążenia płynące z przedłużającej się terapii lekowej. Tytuł tego artykułu kąśliwie podsumowuje ten straszny, długoterminowy paradoks.
Dlaczego to nie zmieniło zdania ludzi jeśli chodzi o leki psychiatryczne?
Psychiatria w zasadzie ukróciła dalsze publiczne dyskusje tego rodzaju. I jest tego powód. W latach 70-tych ta dziedzina medycyny walczyła o przeżycie. Jej dwa istotne rodzaje leków – antypsychotyczne i benzodiazepiny jak Valium – zaczęto spostrzegać jako stwarzające problemy a nawet szkodliwe, a sprzedaż tych leków spadała. W tym samym czasie nastąpiła eksplozja liczby terapeutów i psychologów oferujących inne niż lekowe formy terapii.
Psychiatria widziała samą siebie jako konkurującą o pacjentów z terapeutami i psychologami i w późnych latach 70-tych zdano sobie sprawę, że jej zaletą na rynku jest kwestia przypisywania recept. W związku z tym świadomie zaczęto „sprzedawać” ludziom wersję zdarzeń przekonującą do używania leków, wspierającą „medyczny model” zaburzeń psychicznych. Zaczęło się to równolegle z publikacją DSM-III [podręcznik diagnostyczny do zaburzeń psychicznych, używany w USA; w Europie jego odpowiednikiem jest ICD – przyp.tłum.] w 1980 roku, wprowadzającym wiele nowych klas „uleczalnych” zaburzeń.
W ostatnim artykule New Yorkera Louis Menans sugeruje, że leki przeciwlękowe zostały przemianowane jako antydepresyjne w latach 80-tych, bo te pierwsze okryły się złą sławą. Czy to prawda?
Depresja i niepokój są mocno ze sobą połączone. Zanim benzodiazepiny trafiły na rynek, dyskomfort, który odczuwała młodzież i ludzie w wieku produkcyjnym był ogólnie rzecz biorąc spostrzegany jako niepokój. Depresja była widziana jako mniej powszechna choroba u osób w średnim wieku i starszych. Depresja to była ta poważna sprawa, gdy ludzie chowali głowę w dłoniach i nie byli się w stanie ruszyć. Jednak kiedy okazało się, że benzodiazepiny są uzależniające i szkodliwe, kompanie farmaceutyczne stwierdziły: „Mamy rynek pełen ludzi, którzy czują dyskomfort w życiu, który nazywamy niepokojem. Jeśli przemianujemy go na depresję, wtedy będziemy mogli wprowadzić nowy lek antydepresyjny na rynek”. To była re-konceptualizacja dyskomfortu, która otworzyła gigantycznych rynek dla antydepresantów obecnych do dziś.
A jednak wiele badań pokazało, że antydepresanty mogą leczyć depresję szczególnie w ciężkich przypadkach.
W ciężkich przypadkach można być systematycznym świadkiem, jak ludzie odnoszą korzyści z leków antydepresyjnych. Ale wciąż trzeba zadać pytanie, nawet w tej grupie ciężkich przypadków: co długoterminowo dzieje się z tymi pacjentami poddawanymi terapii lekowej, w porównaniu do tego, co działo się wcześniej? Jedna rzecz, która mnie zaskakuje, gdy patrzę na literaturę epidemiologiczną z ery przed antydepresantami, to że nawet ciężko depresyjni, hospitalizowani pacjenci mogli z czasem spodziewać się poprawy i większość ją osiągała. Dzisiaj jednak duży odsetek pacjentów poddanych długoterminowej terapii lekowej pozostaje stanie w chronicznej choroby.
A co jeśli chodzi o stymulanty używane do leczenia ADHD. Jak są efektywne?
Te stymulanty zmieniają zachowanie w taki sposób, by zadowolić nauczycieli. Hamują stukanie palcami i inne objawy, które im przeszkadzają. Ale od lat 90-tych Narodowy Instytut Zdrowia Psychicznego bada, czy leki takie jak Ritalin [polski odpowiednik: Concerta – przyp.tłum.] przynoszą korzyść dzieciom z ADHD i do dziś nie ma dowodów, że lek ten poprawia długoterminowe funkcjonowanie dziecka w jakiejkolwiek dziedzinie – w zakresie objawów ADHD, niższej częstotliwości przestępczości, poprawy wyników w szkole itd. Narodowy Instytut Zdrowia Psychicznego sprawdzał, czy leki te przynoszą długoterminowe rezultaty i odkrył, że po upływie trzech lat bycie poddanym terapii lekowej jest tak naprawdę związane z pogorszeniem funkcjonowania. U niektórych pacjentów dochodzi do zahamowania wzrostu, a symptomy ADHD się nasilają. William Pelham, z Uniwersytetu Stanowego w Nowym Jorku, Buffalo i jeden z głównych naukowców przeprowadzających to badanie powiedział: „Musimy wyznać rodzicom, ze nie znaleźliśmy żadnych korzyści.” Żadnych. A my zakładamy, że w przypadku leków korzyści powinny przewyższać ryzyko.
Co jest tak ryzykownego, jeśli chodzi o Ritalin (Concertę)?
Przede wszystkim znaczący procent – między 10 a 25 % dzieci, które mają przypisane leki na ADHD, doświadczą epizodu manii lub psychotycznego i są narażone na diagnozę zaburzenia dwubiegunowego. Podobne badanie w 2000 roku dotyczące dziecięcego zaburzenia dwubiegunowego donosiło, że 84 % dzieci leczonych na chorobę dwubiegunową w Luci Bini Mood Disorders Clinic w Nowym Jorku przyjmowało uprzednio leki psychiatryczne. Autor raportu Gianni Faeda napisał „Co zaskakujące, diagnozę zaburzenia dwubiegunowego rozważano wcześniej u mniej niż 10% dzieci”. Rzeczywistość jest taka, że dopóki dzieci nie zaczęły dostawać stymulantów i antydepresantów, nie było młodzieńczej postaci zaburzenia dwubiegunowego.
Ale jeśli te badania są tak przełomowe, dlaczego przeszły bez medialnego echa?
Ponieważ Narodowy Instytut Zdrowia Psychicznego nie ogłosił ich. Tak jak nie ogłosił wyników badania z 2007 nad pacjentami ze schizofrenią. W tym badaniu częstość wyzdrowienia wynosiła 40% dla pacjentów nie biorących leków i tylko 5% dla tych na lekach. Przejrzałem wszystko, co Narodowy Instytut Zdrowia Psychicznego opublikował 2007 roku, ale wyników tego badania tam nie ma. Nie znalazłem na ten temat informacji w żadnej publikacji czy książce Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. Ani jedna gazeta nie opublikowała tego badania. I to z powodu establishmentu psychiatrycznego – Narodowy Instytut Zdrowia Psychicznego, Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne, Narodowe Przymierze przeciw Chorobom Psychicznym [National Alliance on Medical Illness] – nie wypuściły nic do prasy i nie starały się zaalarmować mediów.
Sugeruje Pan, że psychiatrzy są powiązani z firmami farmaceutycznymi?
Nie dosłownie, choć większość wiodących akademickich psychiatrów działa jako konsultanci, doradcy czy wykładowcy właśnie dla firm farmaceutycznych. Problemem jest to, że psychiatria zaczynając od lat 80-tych razem z publikacją DSM-III, zdecydowała się powiedzieć ludziom, że zaburzenia psychiczne są chorobami o podłożu biologicznym i że leki są bezpiecznym i efektywnym sposobem leczenia tych dolegliwości. Jeśli nagle ogłosi się, że długoterminowe badanie Narodowego Instytutu Zdrowia Psychicznego wskazuje na to, że częstotliwość wyzdrowienia u tych pacjentów ze schizofrenią, którym podawano długotrwale leków, wynosiła po 15 latach 40% – w porównaniu do 5% dla tych, którzy brali leki – to wszystko zacznie się sypać. Brak informacji o tych rezultatach sprawia, że spostrzeganie leków psychiatrycznych przez społeczeństwo pozostaje niezmienne, zaś wartość psychiatrii na współczesnym rynku utrzymuje się na jednym poziomie.
Więc sądzi Pan, że powinniśmy całkowicie zaprzestać używania leków psychiatrycznych?
Myślę, że powinny one być używane w sposób wybiórczy i ostrożny, ze zrozumieniem, że nie naprawiają braku równowagi w zakresie substancji chemicznych w mózgu. I szczerze mówiąc powinny być używane krótkoterminowo. Ale poza tym, myślę, że powinniśmy spojrzeć na programy, które mają bardzo dobre rezultaty. To właśnie uwielbiam w programie szpitala Keropudas w Finlandii. Mają 20-letnie znakomite efekty w leczeniu nowozdiagnozowanych pacjentów psychotycznych. Sprawdzają najpierw czy poprawa u pacjenta może nastąpić bez leków, jeśli nie – wtedy kierują go na terapię lekową. To model najbardziej dopasowany, nie nastawiony na całkowitą rezygnację z leków czy antymedyczny. Pasuje do wyników naszych badań robionych w latach 70-tych, które wykazały, że używając takiego modelu uzyskuje się lepsze wyniki, duża liczba osób doświadcza poprawy i może rozwijać się dalej w życiu.
A tu dwa bardzo ciekawe filmy ukazujące jak tragiczne mogą być dla niektórych osób skutki uboczne zażywania choćby leków z grupy SSRI. Naprawdę ważne informacje, ku większej świadomości i przestrodze."Mroczna strona antydepresantów"https://youtu.be/Pt0UmOabgME
"Śmierć na receptę"https://youtu.be/2-gnGhxTrfM